Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.

nek — utkwiły jak oset w jego duszy i kłuły go. Nuryn powziąwszy myśl zdrady, czuł się panem życia tych łudzi, wszedłszy między nich, szukał na ich twarzach pokory, czołobitności, któraby ubłagać mogła i odwieść od stanowczego kroku, a tymczasem ci ludzie zażądali rachunku od niego.
— Będziecie go mieli — syknął ściskając pięści.
Na Marszałkowskiéj skinął na doróżkę i siadając do niéj, rzekł doróżkarzowi:
— Przed mieszkanie dyrektora policyi.
Doróżka popędziła pędem w tę stronę — za czas nie długi stanęła na miejscu. Nuryn wybiegł z niéj na wschody. Kazał się zameldować; służący utrzymywał, że już późno.
— Melduj! idzie o rzecz nie cierpiącą zwłoki.
Służący wszedł do mieszkania dyrektora: Nuryn niespokojnie przechodził się po pokoju niemiarowym krokiem.
Za chwilę wyszedł służący.
— Pan jenerał prosi.
Nuryn wszedł — służby zamknął za nim drzwi, przyłożył ucho do dziurki od klucza i pilnie nasłuchiwał. Posłuchanie nie trwało więcéj jak kwadrans; ostatnie słowa, jakie wypowiedział Nuryn, były:
— Wszystkie sąsiednie ogrody otoczyć trzeba, by uniemożebnić ucieczkę.
Jenerał odprowadził go aż do drzwi samych, we drzwiach uścisnął go jeszcze i rzekł:
— Jutro wręczę panu rozkaz uwolnienia téj pani.
Nuryn skłonił się i wyszedł. Jenerał zadzwonił na służącego; był wesół i ręce zacierał.
— Słuchaj — rzekł, pisząc coś na kartce — zawołaj dyżurnego oficera.
Służący wyszedł, na twarzy jego znać było mocne