Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/298

Ta strona została uwierzytelniona.

szny ratunek uratował chorego. — Wasyl nieraz w wojsku niósł w ten sposób pomoc rażonym apopleksją. Chory odetchnął ciężko. Wasyl wziął go na ręce i zaniósł na łóżko. Kiedy miał Nurynowi zapinać koszulę na piersiach, ręka jego zatrzymała się nagle, oczy w jeden punkt utkwił nieruchomie, potém jakby niedowierzał własnym oczom, wziął świecę w rękę i przysunął ją do piersi Nuryna.
— Czego tak patrzysz? — spytał go Nuryn osłabionym głosem.
— Ten skaplerz — ten skaplerz — mówił Wasyl osłupiały — skąd go pan masz?
— To skaplerz podobno po matce mojéj, któréj nigdy nie widziałem.
— Po matce twojéj — zawołał żołnierz — Boże, w głowie mi się mięsza.
— Co ci jest Wasylu?
— Synu mój — wrzasnął kaleka, rzucając się na piersi chorego.
— Bóg z tobą stary, tyś oszalał.
Żołnierz z drzącemi rękami rozpiął szynel, odsłonił koszulę i wyjął taki sam skaplerz, jaki wisiał na piersiach Nuryna.
— Patrz! mówił — te skaplerze uszyła nam matka, gdyśmy wyjeżdżali do Warszawy. W drodze aresztowano mnie — co się z tobą stało, nie wiedziałem, myślałem, że jakim cudem wróciłeś do matki.
Ponura, ciemna twarz Nuryna rozjaśniła się dziwną pogodą, wziął starego kalekę za rękę i tulił ją do piersi — a oczy jego zaszkliły się łzami. Była to niema scena szczęścia.
— A gdzież matka moja? — spytał miękim, rzewnym głosem.
— Nie wiem, nie wiem mój synu. Od czasu jak