Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

wróciłem z Kaukazu, szukam ich, dowiaduję się, — ale śladu nie ma ani o matce, ani o córce.
— Więc mam i siostrę? Boże, a jam tak bluźnił, a ja myślałem, że matka moja porzuciła mnie jak szczenię na drodze, że jestem sam — a ja mam — mam rodzinę. —
Naraz coś go zabolało, podniósł się.
— I czemuż ojcze drogi tak późno przychodzisz z tą wieścią do mnie, wczoraj jeszcze twój syn nie był zbrodniarzem. — To mówiąc, zakrył twarz rękami.
— Co mówisz o zbrodni? —
— Słuchaj mnie, słuchaj ojcze — spowiedź będzie okropna; ale nie przeklinaj syna, zostaw to innym, oni go i tak okropnie przeklinać będą.
— Cóż się stało? —
— Może jeszcze się nie stało; ale za chwilę się stanie. Słuchaj: Zaplątany w miłosne sidła jednéj kobiety cudownéj urody, zdradziłem dla jéj ocalenia moich braci.
Stary kaleka się cofnął; ale chory przytrzymał go za rękę i nie chciał puścić od siebie.
— Za chwilę — mówił daléj — żołnierze otoczą dom, w którym spiskowi się zebrali; a jutro ta kobieta ma być wolną.
— Niech będzie przeklętą. — Ja znam tę kobietę — to szatan. — Synu, tych ludzi ratować trzeba.
— Już późno.
— Powiedz gdzie oni są, pobiegnę o jednéj nodze jak wiatr, bo tu idzie o życie ludzi i o hańbę twoją.
— Spiesz więc, uwiadom ich, idź na ulicę Chmielną, na samym końcu, przedostatni ustronny domek. Tam się zgromadzili u wdowy, która się zowie Milowska.
Na to nazwisko zerwał się żołnierz:
— Synu, tak się nazywała twoja matka.