Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/303

Ta strona została uwierzytelniona.

— Со się stało?
— Odwieziono go do domu warjatów.
Stary już nie miał siły rozpaczać, zanadto ciosów uderzyło dziś w niego i ubezwładniły go. Nie poszedł już na górę, ale się odwrócił i poszedł w miasto. — Koło Śgo Krzyża skręcił na lewo, wstąpił do szynku i zawołał dziwnym, przykrym głosem:
— Wódki!
Pił i pił — lał w siebie — nie mógł się upić. Zdawało się, że smutek wyrobił w nim jakąś bezdenną przepaść, któréj napełnić nie zdołał. Gdy przyszło do płacenia, pokazało się, że nie miał nic przy sobie. Był w niemałym kłopocie. Wreszcie jakaś pijana myśl przyszła mu do głowy, wyjął portret zpod pachy i rzucił go na stół Szynkarzowi.
— Masz, całego siebie daję za kilka kieliszków wódki.
Rozśmiał się — i ludzie stojący w koło, śmiali się także.
Kiedy karczmarz miał chować portret — żołnierz nagle opamiętał się, oczy mu zesztywniały ponuro, rzucił się do stołu i chwycił za portret oboma rękami usiłując go wydrzeć.
— Ja go nie dam — to pamiątka, jedyna pamiątka po niéj.
— A mnie co do jakiéjś niéj.
— Milcz, zawołał groźnie żołnierz, składając pięść.
— Zapłać, a oddam ci tę starą bazgraninę.
— Wykupię ją — dobrze? — prosił żołnierz czułym głosem. Ta myśl go uspokoiła i wyszedł z szynkowni z zamiarem wykupienia obrazu.
Ta myśl stała się marzeniem jego życia, któréj nigdy nie urzeczywistnił, bo każdy grosz zarobiony lub wyżebrany przepijał, a wykupienie obrazu odkładał na