Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

Drugiego dnia wieczorem stanęli na miejscu. Dwór był piękny, nawet elegancki, ale bliskość ciemnego świerkowego lasu czyniła go posępnym — szczególniéj o zmroku. Anna z drżeniem przestępowała próg tego domu. — Przyczyniało się jeszcze do tego postępowanie męża, którego zrozumieć nie mogła. Dawną czułość zastąpił jakąś surową powagą, od któréj wiało zimno — widocznie przymuszał się do uśmiechu, do rozmowy z nią. Zaraz po herbacie wstał, pocałował ją w czoło i wyszedł. Chciała go zatrzymać, słowa uwięzgły jéj w piersiach — może nieśmiała prosić, może za dumną była, aby prosić. Odeszła do swego pokoju ukryć łzy i smutek.
Pan młody nie wrócił do siebie — poszedł na górę do ojca. Od owéj chwili na weselu nie mówili prawie ze sobą i ojciec i syn unikali tego — to téż trudno im było teraz przerwać milczenie. Rozpoczął syn.
— Powiedz mi ojcze, co zaszło między tobą a wujem? —
— Cóż to — indagacyja? —
— Nie, chęć dowiedzenia się prawdy. Wuj zelżył cię ojcze; jeżeli niesłusznie — to będzie miał ze mną do czynienia — nawet więzienie moskiewskie nie skryje go: ale jeżeli...
Tu zawachał się — nie wiedział jak powiedzieć to, co chciał powiedzieć.
Przyszedłeś jako sędzia — nie jako syn.
— Ojcze, hańba twoja i mnie piętnuje — rzekł syn z godnością i wyrzutem.
— No i cóż chcesz, żebym ci powiedział? — spytał ojciec niecierpliwie.
— Dla czego dotąd nigdy nie wspominałeś mi, że mam wuja?. —
— Bo nie było o czém.