Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

— О! on mnie już nie kocha — mówiła, zanosząc się od płaczu i łkając głośno. — Następnie dnie przeszły jéj bardzo smutno w posępnym dworze — szukała pociechy w modlitwie, rozrywki w zajęciach. Zajmowała się gospodarstwem, urządzeniem mieszkania, rozpakowaniem rzeczy i ustawieniem drobiazgów. Jednego wieczora przeglądała tekę swoją, między papierami znalazła rysunek robiony przez Jana dla niéj na imieniny i fotografię jego. Rysunek przedstawiał wnętrze lasu: z za bluszczów i powoju, z za gęstwiny krzaków i szerokich liści wychylała się giętka postać Rusałki — w jednéj ręce podniesionéj w górę po nad głową trzyma lekką gazową zasłonę, która jéj twarz okrywa; drugą ręką, uśmiechem i czarnemi oczami, co spotęgowanym blaskiem błyszczą przez zasłonę, wabi do siebie — a sama ucieka. Rusałka miała jéj rysy.
Anna długo trzymała rysunek w ręce, przypominała sobie chwilę, w któréj go dostała od Jana — potém spojrzała na fotografię. Były to jedyne pamiątki po nim — te pamiątki teraz wydawały się jéj grzechem — chciała ich się pozbyć, przysunęła fotografię do świecy, ogień wnet czepił się papieru, popalił brzegi i posuwał się ku twarzy. Twarz Jana była krwawą od blasku płomienia — oczy obrazka patrzały na nią tak wymownie, jakby człowiek żywy — to ją przeraziło, nie miała odwagi patrzeć jak ta twarz palić się będzie — dmuchnęła i zagasiła ogień.
W téj chwili ktoś wszedł do pokoju.
Anna obejrzała się — i ujrzała jakiegoś nieznajomego człowieka, chciała krzyknąć.
— Na Boga, milczenie — rzekł przybyły. — Przeszedłem tutaj niepostrzeżony od służby prosić pani o schronienie dla nieszczęśliwego, który w lasach kryć się musi przed żandarmami moskiewskimi. Jest mocno