Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

chory — umrze jeżeli nie będzie miał wygodnego schronienia i opieki.
— Gdzie on jest?
— W lesie — o kilkaset kroków ztąd.
— Więc trzeba posłać po niego.
— Nie teraz. Skoro służba pójdzie na spoczynek, każ pani jednemu ze służących, do którego masz największe zaufanie, czuwać. Koło północy przyniesiemy go tutaj. Ostrożność konieczna, bo nas tropią. Tu będzie bezpieczny.
— Spiesz pan więc.
Przybyły zawahał się.
— Służba spostrzedz mnie może, czy niema innego wyjścia?
Anna namyśliła się chwilkę, potém wskazała okno.
— To okno wychodzi na ogród, który dotyka do lasu. Tędy go także wprowadzić możecie.
Nieznajomy otworzył okno, skoczył między krzaki i znikł w ciemnościach. Anna zadzwoniła. Ta dziwna nocna przygoda ocuciła ją z letargu smutku, w jakim była od dni kilku. Szło o ratowanie człowieka od Moskali i choroby — to dosyć było dla niéj, ta myśl wyłącznie ją zajęła — zapomniała zupełnie o sobie.
Wszedł służący, stary Mateusz, który z przywiązania do panienki, porzucił swego starego pana i przyjechał tu z nią.
— Mateuszu, w gościnnym pokoju przygotuj łóżko dla chorego — zapal w piecu sam — rozumiesz — sam. Niech nikt o tém nie wie.
Mateusz spojrzał na nią wielkiemi oczami.
— A potém wróć tu stary do mnie.
— Proszę panienki (nie mógł się stary odzwyczaić tak ją nazywać) ja nic z tego nie rozumiem. Dla kogoż to wszystko?
— Dla nieszczęśliwego.