Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zostań, ty niemożesz mnie porzucić. Nieszczęście przykuło nas do jednéj sztaby żelaznéj i pędzi nas razem w mroźny Sybir boleści. Musimy się mścić, okrutnie się pomścimy. Jego syn wydarł ci bóstwo twoje, tak jak on mi wydarł moje. Tyś ją tak kochał — złamała cię nie — wia — rą. —
Jakaś ręka musiała zatykać usta krzyczącemu, bo dalsze słowa wychodziły bezładnie, urwane. Anna zerwała się i uciekła do innego pokoju — te krzyki pędziły ją jak Erynije. W pokoju syberyjczyka uderzyło coś silnie o podłogę, jakby upadający człowiek — Jan szarpnął się i siłą wydarł się z jego rąk, dopadł okna i skoczywszy w ogród, zmierzał ku lasowi za swymi towarzyszami. Już był blisko parkanu, gdy nagle ktoś schwytał go silnie za piersi i głosem stłumionym od gniewu i wzruszenia zasyczał:
— Stój!
Jan poznał w napastniku Maurycego.
— Czego pan chcesz odemnie? — zapytał.
— Twego życia.
— Ono teraz nie do mnie należy. Kiedyś będę mógł może żądać od pana rachunku za tę chwilę. A teraz precz. —
To mówiąc, odtrącił go pogardliwie na bok z taką siłą, że wątły Maurycy zatoczył się kilka kroków i i upadł plecami między krzaki.
Jan tymczasem wspiął się na parkan.
— Podły tchórz! — zawołał Maurycy, zerwał się z ziemi i strzelił za uciekającym.
Z drugiéj strony parkanu coś jęknęło.
Maurycy wzburzony cały, dyszący jeszcze wściekłością, w poszarpanym bezładnym ubiorze wracał ku dworowi. Przez otwarte okno słychać było krzyk syberyjczyka i gwałtowne szamotanie się jego. To było zagadkowém dla niego, zdziwił go krzyk jakiegoś obce-