Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

go człowieka w jego domn. Wszedł do swego pokoju i zadzwonił na służącego.
Wszedł Mateusz.
— Kto tak hałasuje po nocy? — spytał.
— Jakiś człowiek chory.
— Obcy? Kto go tu przyjął?
— Pani.
Karczmę mi robią z domu — rzekł półgłosem Maurycy.
Znowu ten sam krzyk obił się o jego uszy — Maurycy stanął i słuchał — ten głos nie był mu obcym — usiłowawał sobie przypomnieć gdzie go słyszał, ale napróżno. Poszedł więc do pokoju chorego, który z głową obandażowaną, obłąkanemi oczami, zaciśniętemi pięściami rzucał się po łóżku. Maurycy poznał syberyjczyka. Człowiek, którego szukał, który miał w swoim ręku tajemnicę zbrodni jego ojca, znajdował się pod jego dachem. Rad był temu przypadkowi, dawał on mu sposobność dowiedzenia się prawdy i nagrodzenia krzywd ojca lub pomszczenia się za obelgę. To téż wszelkiemi staraniami otaczał chorego i od tego czasu często go odwiedzał. Samotność straszyła go przykremi myślami, dłuższéj rozmowy z żoną unikał, skwapliwie więc zajął się chorym i całe prawie dnie przy jego łóżku przesiadywał.
Chory powoli przychodził do zdrowia i do sił, przytomność wróciła całkiem i nieraz długie prowadzili ze sobą rozmowy. Syberyjczyk nie wiedział u kogo znalazł gościnę i opiekę — Maurycego bowiem nigdy przed tém nie widział, równie jak jego żony — a Maurycy uważał za stósowne, nie oświecać go w tym względzie.
Jednego dnia Maurycy wrócił późno do domu — zastał chorego siedzącego już w jadalnym pokoju (bo już wstawał i przechodził się po pokoju) czytającego