Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

Po odejściu lokaja, syberyjczyk odezwał się:
— Nie rozumiem cię mój młody przyjacielu, ty taki dobry, taki człowiek z sercem — niemasz serca dla jednéj istoty, która może najbardziéj na to zasługuje. Daruj że ci to mówię, że wglądam w tajemnice waszego domu — ale mnie bardzo martwi i obchodzi, że ludzie, którzy mogliby sobie raj stworzyć na ziemi, żyją tak, jak wy żyjecie. Nie wchodzę w to, co jest między wami, ale zdaje mi się, że wina jest po twojéj stronie — twoja żona to zacna kobieta — jakaś troska ją trawi, więdnieje w oczach, ty zdaje się nie widzisz tego.
Maurycy słuchał tych słów chodząc po pokoju zadumany, potém stanął koło stołu i regulując machinalnie światło lampy, mówił:
— Nie wiem po czyjéj stronie wina, możeśmy się obydwoje zawiedli. Dość o tém.
Rzucił się na kanapę i długo tak siedział zamyślony. —
Syberyjczyk nie badał więcéj. Nie długo potém rozeszli się na spoczynek. Maurycy nie poszedł jednak do siebie. Cicho na palcach zbliżył się do drzwi sypialni żony — w pokoju słychać było ciche, tłumione jęczenie choréj. Maurycy wsparł się o ścianę i słuchał i nie odchodził. Kto wie jakie tam męki, myśli szarpały jego duszę, może gwałt sobie zadawał nie wchodząc do jéj pokoju, może go ta obojętność wiele kosztowała. Wiemy przecie, że ją kochał.
Turkot bryczki obudził go z zamyślenia — to zapewne doktor zajechał — Maurycy postąpił ku bramie na jego powitanie. Zdziwił go łoskot zbyt głośny na korytarzu, więcéj ludzi widać wejść musiało, jakiś brzęk dał się słyszeć, służący wyszedł ze świecą z kredensu, Maurycy przy tém świetle zobaczył niebieskie żandarmów mundury. W téj chwili przyszedł mu na myśl syberyjczyk, skoczył do pokoju, zamknął drzwi od sali