Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

Wtém w sieni rozległ się krzyk przeraźliwy, bolesny, przejmujący aż do kości. Wszyscy się obejrzeli. Anna otulona w szal, przerażona, bielsza od koszuli, co jéj z ramion spadała — wpadła do pokoju i rzuciła się ku mężowi.
— Maurycy, co się stało? — zawołała głosem pełnym miłości i przestrachu i uczepiła się rąk jego — czego ci ludzie chcą od ciebie — puszczajcie go!
Oczy Kryłowa zaświeciły się lubieżnie — chwycił w pół nieubraną i odciągnął ją od męża.
— Pani się zaziębi — rzekł katownik z galanteryją — a to szkoda tak pięknéj osoby — roznamiętniła go piękność i pocałował ją w szyję.
Chora pasowała się z kapitanem, usiłując się wyrwać z jego rąk. Niewolnik związany patrzeć musiał na tę scenę z pomarszczoném czołem, zaciśniętemi z boleści ustami i nie mógł dać pomocy zelżonéj. Z wysilenia omdlała Anna i bezwładnie przegięła się na rękach kapitana, szal opadł jéj z ramion — Moskal pastwił się widokiem téj kobiety. Maurycy szarpnął się i wyrwał z rąk trzymających go żandarmów, poskoczył naprzód i kopnął nogą kapitana.
— Bierzcie go — zawołał Kryłow z wściekłością. — Będzie wisiał.
Żandarmy powlekli więźnia — hałas odchodzących ocucił leżącą — podniosła się, chciała lecieć, siły ją opuściły i upadła z łoskotem na ziemię — żona niewolnika.