Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.




IV.
NOC.
z 22. na 23. stycznia.

Była to noc wilgotna. Na polach leżał jeszcze śnieg biały, ale po drogach i ścieszkach już potopniało, i tam, gdzie koła lub nogi wydeptały ślady, stała woda lub błotniste potworzyły się kałuże. Czasami księżyc blady przez szczeliny chmur wyzierał, jakby oczekiwał na coś strasznego, co się stać miało na ziemi.
Drogą ku dworowi, opisanemu w pierwszym rozdziale naszéj powieści, szło dwóch ludzi chlapiąc się w roztopach. Koło kuźni zatrzymali się, jeden z nich rzekł:
— Czekajcie na mnie Marcinie, za godzinę wrócę do was, pójdziemy razem.
Marcin wszedł do chaty — towarzysz jego poszedł do dworu.
Dziedzic siedział w jadalnéj sali w krześle poręczowém, zapatrzony w ogień płonący na kominie — wyglądał w téj nieruchoméj postawie jak stary portret,