Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem w miasteczku był bal — wydawał go kapitan Kryłow dla Konstancyi, o którą się oświadczył. I dziwna rzecz, że Konstancyja ani się sprzeciwiała temu, ani się gniewała — z uśmiechem trochę ironicznym przyjmowała oświadczenie, słuchała rad i namów swojego stryja, a gdy żądano od niéj odpowiedzi, rzekła:
— Wszak wy mówicie za mnie, układacie się za mnie, ja się nie sprzeciwiam, czegóż więcéj chcecie?
Wszyscy więc uważali za rzecz skończoną, milczenie Konstancyi za przyzwolenie — kładła tylko jeden warunek, aby jéj dano czas do namysłu do końca stycznia.
Nie uważano za potrzebne sprzeciwiać się temu kaprysowi kobiecemu.
August szalał z rozpaczy, niemógł zrozumieć postępowania Konstancyi — kobieta, która wysyłała go dla ostrzeżenia owych ludzi z lasu, dziś nie sprzeciwia się iść za ich wroga — silił się rozwiązać tę zagadkę, głowa mu pękała, boleść mąciła mu zmysły.
— Pani, Konstancyjo — prosił jednego wieczora — przez Boga co pani robisz?
— Chcę nie być niewolnicą, czy się to panu nie podoba? —
— Ja pani pojąć nie mogę.
— Może pan pojmiesz kiedy.
Na kilka jednak dni przed balem August nie wiadomo dla jakich powodów był spokojniejszy i nie wyrzucał już nic Konstancyi.
Bal odbywał się w mieszkaniu burmistrza, bardzo wiele osób zgromadziło się, nawet tacy, którzy dawniéj nie żyli z burmistrzem i krzywo na niego patrzeli, dziś przyszli. Burmistrz zacierał ręce z radości, kontent był, że wszyscy zgodzili się w końcu iść drogą, którą on szedł. Był pewnym, że i Kryłowowi ta lojalność się