Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

spodoba. Kryłowa nie było jeszcze — mała okoliczność wstrzymała go w domu. W chwili, kiedy już wychodził na bal, jakaś dama czarno ubrana zastąpiła mu drogę i prosiła o posłuchanie.
— Niemam czasu — późniéj.
— Panie, ja tu czekam już dzień cały prawie.
— Czego pani chcesz?
— Widzieć się z moim mężem, dowiedzieć się, co się z nim stanie.
— Jak się nazywa mąż pani?
— Maurycy R.
— Co? ten łotr. Jutro wywożą go do cytadeli.
— Panie kapitanie, pozwól pan zobaczyć się z nim choć raz ostatni — prosiła Anna ze łzami.
— To być nie może.
— Ulituj się pan, albo nie jesteś człowiekiem.
— Ja Moskal, a wy Moskali nie uważacie za ludzi.
Chciał już odchodzić, gdy nagle coś mu wpadło do głowy.
— Dobrze, będziesz pani widziała się ze swoim mężem.
Anna chciała mu dziękować.
— Jeden tylko warunek. Dziś bal u nas, pani będziesz na balu — tam każę przyprowadzić jéj męża, będzie się przypatrywał, jak pani tańczyć będziesz ze mną.
— O jak pan jesteś twórczym w pastwieniu się.
— Potém pozwolę wam rozmawiać ze sobą — zostawiam pani wolność wyboru.
Chciała go jeszcze prosić — odepchnął ją i poszedł na bal, stąpając ostrożnie po kamieniach, aby nie powalać lakierów.
Choć wszyscy już goście byli zgromadzeni, nie rozpoczynano jednak balu aż za przybyciem kapitana, był to satrapa powiatu. Gdy wszedł, rozpoczęto tańce. Kon-