Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

stancyja ubrana w białą suknię, tańczyła także, ale twarz jéj białą marmurową nie zarumieniło zmęczenie, oczy nie brały udziału w zabawie, usta były bez uśmiechu, zimne, zamknięte — zdawało się, że posąg Galatei ubrany w suknie i kwiaty, porusza się, ale nie czuje jeszcze. Czasami wzrok jéj głęboki, dziwny, zwracał się ku Augustowi, który roztargniony, niespokojny stał przy oknie i zdawał się na coś oczekiwać. Spojrzeniami rzucali sobie jakieś tajemne znaki i porozumienia.
Muzyka zagrała mazura. Kryłow zły poskoczył do fortepijanu:
— Małczat’ — kadryl.
Zaczęto kadryla — w téj chwili w progu sali stanęła jakaś postać niewieścia, czarno ubrana, chwiejąca się z osłabienia, jak lilija nad wodą — postąpiła na środek sali i głosem zmęczonym, słabym, rzekła:
— Jestem panie kapitanie.
Kapitan uśmiechnął się złośliwie, z dziką radością i wydał żandarmowi stojącemu przy drzwiach, jakiś rozkaz. — Goście przypatrywali się téj całéj scenie pomieszani, patrzeli pytająco po sobie, nierozumiejąc co znaczy widmo téj kobiety bolesnéj na balu. — Kapitan zbliżył się do Anny, podał jéj rękę i stanął z nią do kadryla. Przy czwartéj figurze zwrócił się do niéj z galanteryją i rzekł, pokazując na drzwi pobocznego pokoju:
— Patrz pani jaki ja słowny — tam mąż pani.
Rzeczywiście we drzwiach pod strażą dwóch żandarmów stal Maurycy w kajdanach wynędzniały i zmieniony — patrzał na bawiących się — na żonę swoją tańcującą z kapitanem — w oczach miał pioruny oburzenia i rozpaczy, usta zaciśnięte z boleści jak grobowiec.
— Przez litość panie kapitanie pozwól mi odpocząć — iść do niego — prosiła Anna nieprzytomna już prawie.