Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

im, odtrącają kolbami od bramy, cynicznemi żartami obrażają wstydliwą skromność dziewic. Okropny jest los kobiet narodu, który utracił swobodę — są to nowożytne Nioby, które nigdy nie mogą skamienieć z boleści. — Owe grono niewiast skupionych około drzwi więziennych, to ledwie jedna kartka z dziejów tych boleści, które targają lub hartują wątłe siły niewieście. Spotykamy w tém gronie Annę. Otulona w futro, siedzi na kamieniu pod murem więzienia, obok niéj jakaś wiejska kobieta zanosi się od płaczu i tuli w ramionach chore dziecko. To Tereska, żona Marcina, który także w owéj fatalnéj nocy dostał się do niewoli.
— Daj mi to dziecię — rzekła Anna — ono skostniało już od zimna. Ogrzeję je pod futrem.
I wzięła z jéj rąk dziecinę i otuliła je i usypiała na ręku.
— Jakie imię daliście temu dziecku? — spytała po chwili.
— Jan.
Anna zmięszała się, patrzała długi czas nieruchomo w siną twarzyczkę dziecięcia, jakby się namyślała i wahała nad czemś, potém spytała nieśmiało:
— Twój brat nie zginął? —
— Niewiem — między trupami go nie znaleziono.
W téj chwili szmer głuchy rozszedł się między kobietami, wszystkie z przerażeniem spojrzały w ulicę. Dwóch cieśli siedziało na wozie i jechali w ulicę, która prowadziła za miasto. Z wozu sterczały dwa końce świeżo ociosanego drzewa — to była szubienica.
Kobiety przeszedł dreszcz zimny, każda zadrżała o życie swego więźnia, każda bała się spytać drugiéj, by nie usłyszeć nazwiska swego męża, brata lub syna.
— Dla kogo to? — spytała Tereska głosem zmienionym.