Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakiś August skazany na śmierć — rzekła Anna — wczoraj słyszałam oficerów mówiących o tém w mieszkaniu kapitana.
Kobiety patrzały za wozem czas długi, dopóki nie znikł z oczów. Niezadługo wyszła z koszar rota żołnierzy i uszykowała się przed więzieniem, czekając na skazanego, którego eskortować miała za miasto. Czekano tylko na kapitana. Na ratuszu wybiła dziewiąta, była to godzina przeznaczona do widzenia się z więźniami. Otwarła się brama, wyszedł oficer i odepchnąwszy kobiety cisnące się do drzwi, oświadczył, że dziś z powodu egzekucyi jednego z więźniów, widzenie się jest wzbronione. Jedna z kobiet przypadła do nóg oficera i prosiła rozdzierającym głosem:
— Panie! puśćcie mnie — niech ojciec pożegna dziecko, ono chore, skona mi na rękach, jutra nie doczeka.
Była to Tereska.
Oficerowi łzy stanęły w oczach — może to był Polak, może Moskal z sercem, może i on gdzieś nad Newą zostawił żonę i dziecko, — patrzał na rozpaczającą kobietę dziwnym wzrokiem, ustami klął ją, a oczami litował się — potém zmarszczył się ponuro, zacisnął wargi i rzekł:
— Nie lźa — i odszedł, kryjąc wzruszenie przed ludźmi.
Tereska wybuchnęła gwałtownym płaczem, łamała ręce i szalała z rozpaczy. Anna starała się ją uspokoić, choć sama potrzebowała pociechy — i tuliła płaczące dziecko. W tém coś mokrego dotknęło się jéj ręki, spojrzała na dół. Duży czarny pies stał przy niéj i lizał ją po ręce i wymownie patrzał jéj w oczy. Anna niespokojna obejrzała się wokoło, zdawała się szukać kogoś wśród ludzi. O kilka kroków od niéj stał jakiś chłop, który w chwili, gdy spojrzała na niego, obrócił twarz