Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

w inną stronę. Ten człowiek zbliżył się potém do Tereski. Anna uważała, że coś do niéj przemówił, że Tereska uspokoiła się trochę, wzięła z rąk jéj dziecko i poszła za tym człowiekiem w boczną ulicę. Byłżeby to... Zawarczały bębny — był to znak do wyprowadzenia więźnia — brama się otwarła i ukazał się w niéj August blady, ale spokojny i pewny.
W téj chwili Konstancyja przechodziła koło więzienia — szła jakby lunatyczka nie patrząc na nikogo, nawet na więźnia nie — w chodzie jéj znać było wysilenie, blada twarz zarumieniła się od pośpiechu. Szła prosto do mieszkania kapitana.
Kryłow wybierał się właśnie na egzekucyją, stał przed lustrem i gładził włosy — za wejściem Konstancyi obrócił się i z galanteryją zbliżył się do niéj.
— A! Toż szczęście dla mnie, cóż panią do mnie sprowadza? —
— Pan zapomniałeś panie kapitanie, że dziś ostatni termin naszego ślubu.
Kryłow tak dalece był nieprzygotowany to usłyszeć, że osłupiał z zadziwienia.
— Jakto? Pani byś chciała. —
— Dziś albo nigdy.
Kapitan wściekł się z zradości — rzucił się na Konstancyję, chwycił ją wpół i przycisnął do siebie, wydając nieludzkie prawie głosy.
Nie broniła mu się, choć w twarzy jéj boleśnie skrzywionéj, w zaciśniętych ustach znać było przymus i odrazę. Odsunęła go lekko ręką i rzekła pokazując na okno:
— Co znaczy to wojsko przed więzieniem?
— Jednego z buntowszczyków będą dziś wieszać.
— W dzień naszego ślubu? To zła wróżba. Kapitanie, ja na to nie pozwolę.