drzwi więzienia i wypuszczono więźniów na wolność. Napadający i uwolnieni co prędzéj cofnęli się przez płoty i ogrody za miasto. Jeden tylko August ponury stanął we drzwiach więzienia i opierał się.
— Spiesz się, za chwilę wojsko wróci z wycieczki, a wtedy zginiesz — rzekł do niego jakiś młodzieniaszek dźwięcznym głosem.
August machnął ręką obojętnie. —
— Mniejsza o to.
— Auguście — odezwał się ten sam głos z prośbą i drżeniem.
August zdziwiony, spojrzał na mówiącego i rzekł:
— Kto ty jesteś, ja znam twój głos.
Młody człowiek widocznie nie chciał być poznanym, bo odwracał twarz w przeciwną stronę, tylko naglił niecierpliwie Augusta do ucieczki.
— Nie, ja tu zostanę — ja ją muszę widzieć choćby dla tego, aby jéj powiedzieć, że jest podłą.
Nieznajomy młodzieniec jęknął boleśnie.
— O! to okropnie! zawołał i zasłonił twarz rękami. Auguście, jak ty mi uwłaczasz.
August zbliżył się do mówiącego i rzekł osłupiały z zadziwienia:
— Konstancyjo! — Więc to prawda, żeś ty żoną Kryłowa?
— Nie mów mi o tem, bo będę ci musiała powiedzieć, że dla ocalenia ciebie splamiłam się tém nazwiskiem.
— Dla mnie — o! teraz żyć pragnę — zawołał z uniesieniem August — uciekajmy, ja chcę żyć.
Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.