Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

rzeczy, które czas zatarł. Ja przyszedłem żądać od niego rachunku, za to, co przeciw mnie uczynił. On mnie okradł z majątku — pani musisz wiedzieć o tém.
— Dla czego pan nie przyszedłeś sam, brat z bratem porozumiećby się mogli. Ci ludzie, których przyprowadziłeś ze sobą, mają coś strasznego w twarzy, ja w nich czytam okropny wyrok dla mego męża. Panie ratuj go, oszczędź go, wszak to twój brat, oszczędź nas.
— Pani go kochasz — pani możesz szanować tego człowieka? —
Kobieta spuściła oczy przed badawczym wzrokiem syberyjczyka i milczała.
— Nie, ty nie możesz szanować człowieka, którego brudną duszę poznałaś. —
— On moim mężem. —
— Rozumiem szlachetność twoją.
Dalszą rozmowę przerwało wejście oficera.
— Sąd czeka — rzekł. Syberyjczyk skinął i poszedł za nim.
Rozmowa z kobietą, którą niegdyś kochał, rozbroiła syberyjczyka przeciw bratu, szedł na sąd z myślą przebaczenia; ale gdy zobaczył twarz oskarżonego bez skruchy, owszem impertynencko śmiałą i wyzywającą, zawrzał oburzeniem, uczucie litości odleciało precz — spojrzenia braci zmierzyły się jak ostrza pałaszy przed pojedynkiem.
Komisarz pełnomocny przeczytał oskarżenie i spytał obwinionego co ma na swoją obronę.
— Bronić się powinien ten, który rzuca oszczerstwa, a nie ja, — rzekł tenże z efronteryją.
— Nierozumiemy czego pan chcesz?
— Chcę dowodów, bo przypuszczam, że rząd narodu dobijającego się wolności, nie potępi mnie na proste oskarżenie jakiegoś włóczęgi.