Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

Syberyjczyk zacisnął pięść i chciał skoczyć ku potwarcy. Ten stał spokojnie i wzrokiem urągał mu:
— Pięść to nie dowód — rzekł.
— Czy był kto świadkiem owéj pozornéj sprzedaży — spytał komisarz. —
Syberyjczyk zastanowił się, coś sobie przypomniał i kombinował:
— Tak, rzekł po chwili, był jeden człowiek znajomy mój. Przypominam sobie, że on jako prawnik radził mi zabezpieczyć się przeciw wszelkim podejściom, żądaniem nawzajem od tego tutaj człowieka podłego skryptu na sumę wartości wioski. Nie chciałem przystać na to, nie przypuszczałem wtedy, że przeciw bratu tak prawnie zabezpieczać się trzeba. Ale ów mój towarzysz nalegał na to i ten — rzekł pokazując na brata stojącego w zakłopotanéj postawie — dał mi skrypt taki. —
— I zachowałeś go pan?
— Nie chciałem taką niewiarą uwłaczać miłości braterskiéj — skrypt został w ręku tamtego świadka.
— Gdzież on jest? —
— Bóg wie.
Oskarżony rozśmiał się szyderczo.
— Jak się nazywał? — pytał daléj komisarz.
— Tadeusz M.
— To był mój ojciec — rzekł oficer wstając.
Oskarżony znowu pobladł i zmienił się — odwrócił się ku oknu, jakby ztamtąd oczekiwał jakiéj pomocy. Komisarz daléj śledztwo prowadził, pytając oficera. —
— Czy ojciec pański żyje? —
— Żyje.
— W takim razie mógłby nam udzielić potrzebnych objaśnień.
— To trudno. Ojciec mój cierpi pomieszanie zmysłów. —