Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

— Może ów skrypt znajduje się w jego papierach.
— Wątpię.
Turkot powozu przerwał dalsze indagacyje. Maurycy z żoną zajechali przed ganek. Maurycy był w ubiorze powstańca, uzbrojony i gotowy do drogi; prześladowania bowiem moskali, szerzące się powstanie, nie pozwalały mu dłużéj siedzieć w domu spokojnie i przypatrywać się bezczynnie walce, w któréj ważyły się losy jego narodu. Szczególniéj jedna chwila wpłynęła na to postanowienie — było to wtedy, gdy widział żonę swoją na balu zelżoną przez kapitana. Strasznie uczuł w téj chwili swoją bezsilność, on mąż — obronić jéj nie mógł. Niewolnik uczuł wtedy dopiero ciężar kajdanów, gdy go zraniły w serce, uczuł się spętanym, więc zapragnął być wolnym. Dziś właśnie odwoził żonę, by ją powierzyć opiece rodziców — a sam chciał udać się do najbliższego oddziału. To téż widok uzbrojonych ludzi stojących na dziedzińcu, ucieszył go. Rozpromieniony i wesoły wszedł do pokoju i nie pomału zdziwił się, ujrzawszy ojca swego stojącego przed trzema ludźmi, którzy z surową powagą patrzyli na niego.
— Co to ma znaczyć ojcze? — spytał z pospiechem.
Syberyjczyk, który chciał biedz na jego przywitanie — osłupiał na te słowa.
— Ojcze? Więc to twój ojciec — więc ty, któryś mi tyle świadczył dobrego, byłeś synem jego? —
Nastała chwila milczenia i oczekiwania. Na twarzy syberyjczyka widać było walkę wewnętrzną, widocznie pasował się z jakąś myślą — wreszcie z wysileniem, które go zapewne wiele kosztować musiało, rzekł:
— Nie chcę sądu. —
— Ale ja chcę — odezwał się oskarżony z bezczelną pewnością, ośmielony brakiem dowodów. — Ja chcę, ja