Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

Chciał odejść — wtém w bramie ukazali się Moskale — przed nimi szedł ów chłopiec, którego straże widziały wyskakującego oknem. Maurycy cofnął się w głąb pokoju. —
— Ukryj się w pokoju matki tymczasem — rzekł z pospiechem ojciec — tu nie jesteś bezpiecznym.
Maurycy wyszedł. — Za chwilę wszedł kapitan z żołnierzami.
— Gdzie są powstańcy, o których nam pan donosisz? — spytał dziedzica.
— Już odjechali.
— To kłamstwo. Na dziedzińcu stoi koń jednego z nich, on tu się ukrywa.
— Proszę mi wierzyć panie kapitanie.
— Ja wierzę tylko własnym oczom — sołdaty za mną.
Kapitan rozpoczął śledztwo, przetrząsał pokój po pokoju — aż zbliżył się do sypialni kobiecéj. —
— Kapitanie — rzekł dziedzic drżącym głosem — to sypialnia mojéj żony!
— Najlepsza kryjówka — ustąp pan!
— Kapitanie — powtórzył oburzony — zdaje mi się, że zasługuję na wasze zaufanie, uszanuj pan mój dom. Tam niema nikogo. —
— Zobaczymy.
To mówiąc, odepchnął gospodarza i wszedł do sypialni, w któréj przerażone i drżące kobiety stały obok Maurycego. —
— A to kto? — spytał kapitan drwiąco.
— To mój syn kapitanie. —
— Więc pan własnego syna denuncyjowałeś — nie minie pana chrest za to. — Wiązać więźnia. —
Ojciec Maurycego jęknął rozpacznie, załamał ręce i upadł w krzesło.