sobie chciał przypomnieć, co się z nim dzieje — spojrzał na Jana i biorąc go za rękę rzekł:
— Widziałeś ją? Została tam bez opieki, bez przyjaciela — a ja ślubowałem jéj opiekę i miłość.
Ani żona, ani wdowa.
Wyrwałem ją z zacisznego spokoju rodzicielskiego domu, by ją zostawić bez domu, igrzyskiem losu, i nic jéj dać nie mogłem, za przywiązanie do mnie, prócz mnogich cierpień. O okropny jest los żon niewolników!
Potem zapadł znów Maurycy w ponure milczenie, z którego wyrwać go nie mogły nawet łagodne pociechy Jana.
W rok potem Anna, któréj życie żałobne płynęło wśród modlitw i zajęć domowych, dostała przez jednego z więźniów wracających ze Sybiru list od męża pisany ukradkiem. List był w tych słowach: —
„Żyję, jeżeli to życiem zwać można — walę młotem skały w nerczyńskich kopalniach i płaczę za tobą i za krajem. Los twój i tęsknota moja gniotą mnie do ziemi. Dawno zgniotłyby mnie te dwa brzemiona, gdyby nie dobry duch mój, pocieszyciel mój, który słowem i przykładem uczy mnie cierpieć i mieć nadzieję. Znasz go — to Jan. —
Módl się za niego i za mnie i pamiętaj o nas — twój Maurycy.