Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.




I.
NIESPODZIEWANI.

Jest wieczór jesienny, księżycowy — ciemno-seledynowe niebo, na niém gdzie-niegdzie emalia z białych obłoków, srebrnych po krawędziach. Na tle tego nieba czerni się dwór na wzgórza, otoczony topolami i ogrodem — przez poplątane czarne pnie drzew i przez drobne dygotające liście przeziera złota tarcza księżyca i okna dworu jasno oświetlone. Poniżéj dworu przy topolowéj alei stoi kuźnia i mieszkanie kowala — drzwi chaty otwarte — widać ogień na kominie wijący się koło garnków okopconych — w progu chaty na tle ogniska rysuje się głowa kobiety, siedzącéj z dzieckiem uśpioném na ręku.
W takiéj cichéj sielance zaczyna się powieść nasza, zanim ją zmąci zawierucha bolów i namiętności.
Za rzeką we wsi psy zaczęty ujadać mocno, na gościeńcu dał się słyszeć turkot wózka. Na wózku siedziało dwóch mężczyzn, jeden młodzieniaszek prawie, drugi już u schyłku męzkiego wieku. Młody przytrzymywał za skórzaną obrożę dużego czarnego psa, który mu się niespokojnie wił pod ręką.