Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

czytał kartkę, przypatrzył się pilnie powierzchowności domu, zdawał się przez chwilę wachać i namyślać, wreszcie zastukał. Stróżka, którą zapytał o mieszkanie, poprowadziła go po ciemnych i ruszających się schódkach na górkę, rodzaj stryszku, i otworzyła drzwi do izdebki, z któréj szedł niemiły zapach brudu. Staruszek obejrzał izdebkę, dał zadatek i tego samego wieczora wprowadził się tam, wnosząc z sobą niewielki tłumoczek i stary parasol. — W izdebce nie zastał także wiele gratów: stolik drewniany, zabrudzony stołek z wyłupaną deską środkową i zielony kuferek bez wieka, na spodzie którego leżał zakurzony kawałek papieru zapisanego i oderwany daszek od czapki, zapewne pozostałości po poprzednim lokatorze. Staruszek jednak nie przypatrywał się wcale swemu nowemu mieszkaniu: dobył z tłumoczka świecę, przylepił ją na brzegu stolika, tłumoczek wrzucił do kuferka — potém zamknął izdebkę na klucz, usiadł na stołku, spuścił głowę na dół i siedział tak nieruchomy, zamyślony. Głowę miał ogoloną, twarz jego była żółta jak ciemny wosk i wynędzniała, wychudła tak, że szczęki znać było przez skórę — a w koło oczów, na skroni, pod kościami policzkowemi potworzyły się duże, ciemne zapadłości. Widocznie staruszek nie dawno jakąś ciężką przebył chorobę. Usta jego wązkie i zaciśnięte zsiniały od zimna, bo stancyjka była nieopalona, a na brudnych szybach okienka mróz rysował kryształowe kwiaty. Staruszek jednak zdawał się nie czuć, nie słyszeć, jak siadł tak siedział nieruchomy, sztywny, podobny do zasuszonéj mumii. O czémś bardzo przykrém musiał się tak zamyśleć, bo usta jego skrzywiły się, jakby po zażyciu gorzkiego lekarstwa. Ten pospiech z jakim się wprowadził, pozwalał się domyślać, że staruszkowi pilno było uciec przed ludźmi w ustronny kącik, że od świata