Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

niczego już nie chciał, tylko zapomnienia. — I rzeczywiście nikt się u niego nie pokazał, nikt o niego nie pytał. Całe dnie prawie przesiedział u siebie zamknięty, czytając jakieś stare księgi, lub robiąc z nich wypiski: wychodził rzadko i to zwykle w miejsca odludne, nad Wisłą. Do kościoła nie chodził nigdy, co bardzo gorszyło mieszkańców małego domku i odstręczało od niego, równie jak jego twarz zawsze ponura i surowa i siwe oczy unikające wiecznie wzroku ludzkiego. A jednak nieraz wieczorem można go było widzieć w izdebce modlącego się na klęczkach; tylko gdy w modlitwie dochodził do słów: „i odpuść nam jako i my odpuszczamy“, urywał modlitwę, marszczył ponuro twarz i prędko wstawał z ziemi. — Mieszkańców kamieniczki rozciekawiło życie tego tajemniczego, milczącego staruszka. Jednego razu żona stolarza, mieszkającego na tém samém poddaszu naprzeciwko, nie słysząc przez pare dni najmniejszego ruchu w jego mieszkaniu, w obawie czy nie zachorował, zastukała do niego. Otworzył drzwi i szorstko, niecierpliwie spytał, czego chce. A gdy zlękniona kobiecina poczęła się tłómaczyć, iż myślała, że może czego potrzebuje — odrzekł:
— Moja acani, ja nie cierpię ciekawych — i zatrzasnął drzwi przed nią.
Stolarka uważała, że był bledszy i mizerniejszy i oczy miał czerwone.
Odtąd nikt nie poważył się zaglądać, ani przemówić do niego — omijano go w milczeniu i nazwano mrukiem.
Jednéj nocy wpadli żołnierze do mieszkania stolarza, wpół ubranego wywlekli z łóżka i porwali do cytadeli na rekruta. Żona zrobiła krzyk straszny, który wszystkich zbudził; powychodzili z izb mieszkańcy i lamentowali nad biedną stolarką i płaczącém dzieckiem,