Staruszek zamknął drzwi i trzymając rękę na klamce, spuścił głowę i zamyślił się nad czemś. Słowm tego prostego człowieka zastanowiły go i wzruszyły. Trwało to jednak tylko chwilę: potém puścił klamkę, zasunął drzwi i wrócił do stolika czytać daléj.
Koło północy drzwi cicho się otwarły naprzeciwko, słychać było stłumione łkanie żony stolarza, ostrożne stąpanie po skrzypiących schódkach, otwieranie furtki. Potém w mieszkaniu stolarza stał się łoskot głośny, jakby ciała upadającego na podłogę z przeciągłym jękiem — poczém wszystko ucichło.
Staruszek ruszył się, jakby chciał wstać i iść — ale nie podniósł się, wypłowiałe oczy jego zatrzymały się na migotliwym płomieniu świecy — może dumał, może nasłuchiwał, ale nie poszedł tam. — Czemu? — Co zrobiło tego kościstego staruszka tak zatwardziałym, nieczułym? Nie długa to, ale smutna historja tego zamrożenia serca.
Są ludzie, którym całe życie przechodzi bez uśmiechu, u których nieszczęście rozsiadło się jak kurz i pajęczyna w opustoszałym domu i trzyma ich twarze wiecznie w ciemnym kolorycie smutku. Choroby, zmartwienia, zawody kładą się im na drodze, czepiają się ich nóg, plączą ich, kolą, ranią i męczą, aż zeszpecą serca. Czy to konieczne zadosyćuczynienie za jakieś stare grzechy, czy poprostu fatalny zbieg przypadków — nie wiem. Niech każdy sobie odpowie na to, a ja tymczasem odsłonię wam przeszłość staruszka.
Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.