Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/100

Ta strona została przepisana.

żenić się z tą panną Józefą, którąśmy wtedy na plantacyach widzieli.
— Nacóż on chciał to wiedzieć?
— Tożsamo zadałem mu pytanie — odpowiedział, że ma w tem interes, ważny interes — i wyobraź pan sobie: nie chciał ustąpić, dopóki mu nie powiem. Stawiał się tak ostro, że przyszło mi na myśl. czy przypadkiem nie waryat- i chcąc go się pozbyć coprędzej dałem mu uroczyste zapewnienie, że o małżeństwie z panną Józefą nie myślałem i nie myślę.
— I powiedział panu potem, na co mu potrzebną była ta wiadomość?
— Gdzie tam. Uścisnął mi rękę tak, że mi ledwie palców nie pogruchotał i poleciał.
— To dziwne. Dziś jeszcze zobaczę się z nim — to się dowiem, co to było.
Rzeczywiście po załatwieniu niektórych interesów w mieście poszedłem do mieszkania Filipka. Zastałem Maksymka samego.
— A gdzież Filipek? — Wyjechał dziś na wieś do ojca.
— Wśród kursu? Musiał mieć ważny interes. Nie powiedział ci?
— Nie. Obiecał listownie donieść mi, bo mówił, ze to wypowiedzieć byłoby mu trudno.
— Coś twój Filipek rozruszał się. Kto wie, czy nie gotuje nam jakiej niespodzianki. I powiedziałem mu o wizycie u malarza.
— Myślisz, że chciałby się żenić? To byłoby głupstwo nie do wybaczenia; toby nie miało najmniejszego sensu.
Oburzenie Maksymka miało powody nie bardzo bezinteresowne; nie chodziło mu tyle o Filipka, ile o siebie; wiedział, coby go czekało, gdyby mu przyszło obywać się bez niego, a raczej bez jego kasy.
— Użyję całego wpływu — mówił, jaki mam nad nim, aby go odwieść od tak nierozsądnego kroku, jeżeli W istocie zamyśla coś podobnego.