Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/109

Ta strona została przepisana.

odrestaurowano grobowiec Kazimierza Wielkiego, mamuty jednego dnia popołudniu wybrali się na oględziny. Pan długo obchodził wkoło. zaglądał, oglądał, wreszcie obrócił się ku służącemu i potrząsając głową rzekł: —
Grobowiec pięknie odrestaurowali, niema co mówić; ale baldachim pstrocizna — co? prawda — pstrocizna?
— A to się wie.
— O, pstrocizna. A te sztaby żelazne fe, to szpeci okropnie. Być może, że to mocniej, ale brzydko; człowiek, zamiast myśleć o przeszłości, o królu, mimowoli musi sobie przypomnieć warstat ślusarski. — O! nieładne — nie — nie — nieładne.
Raz znowu spotkałem ich na plantacyach właśnie w tym czasie, kiedy zabrano się do upiększania ich i w tym celu wycięto parę starych kasztanów. Staruszek widocznie nie mógł strawić tego, — chodził codzień na miejsce, gdzie dokonano tej strasznej egzekucyi, a które dla niepoznaki zasypano piaskiem — i narzekał:
— A bodaj ich — mówił — takie śliczne drzewa — pamiętasz? tu nieraz siadywaliśmy popołudniu-cień był aż miło. No i chlasnęli sobie tych naszych przyjaciół, jakby chwast jakiś; a tu tyle lat trzeba czekać, zanim się takiego drzewa dochowa, - bo ten kasztan był zaledwie o trzydzieści lat młodszy odemnie. Przy mnie sadzono go — no i ścięli. A niech ich nie znam - rozbójniki! No, niby przyznać im trzeba, że porządek większy teraz na plantacyach, ale poco stare drzewa ścinać. To nonsens. Albo te płoty, co je porobili koło każdego trawnika, - szkaradzieństwo. Co mi za przyjemność patrzeć na suche kije; a gdy człowiek trochę zieloności chce zobaczyć, to się musi na palcach spinać. Fe, nieładnie.
Zato restauracya dominikańskiego kościoła bardzo im przypadła do smaku. Z podziwem przyglądali się śmiałym łukom, cmokali z uciechy na widok kaplicy św. Jacka i chwalili ojców Dominikanów za gust i gorliwość.