co z tego wymiarkować mogła. To tylko widziałam, że go starasznie o coś prosili, namawiali... Staruszek się z początku sierdził, ofuknął ich nawet niegrzecznie, bronił się jak mógł, ale w końcu zmiękł i przystał. N a co przystał, nie wiedziałam, a pytać się ich szkoda gęby, bo ani pan, ani sługa nie powie. Nie wiedziałam więc o niczem. Aż tu jednego dnia rano zjechało się, Panie święty, przed dom tyle pańskich pojazdów, fiakrów, jakby na wesele, a z nich wysypała się chmara panów — wszystko we frakach, jak drużbowie, tylko że przez bukietów, i wtłoczyło się to wszystko do pokoiku mego staruszka. Podeszłam pod drzwi bez ciekawość, alem znowu nic wymiarkować nie mogła, tak po mądremu jakoś gadali. Potem wyszli wszyscy, prowadząc pod pachy, niby pannę młodą, mego lokatora; a był ubrany tak paradnie, jak go nigdy jeszcze’ nie widziałam.Uśmiechał się dobrotliwie, ale był blady, trząsł się jak galareta i miał mokre oczy.... Stary Antoś szedł za nim i także płakał.... Żal mi się zrobiło staruszków i byłam pewniuteńka, że im te wyfraczone eleganty jaką krzywdę chcą wyrządzić; więc nie wiele myślący, jak nie wsiędę na nich: a co sobie to panowie myślicie, mówię, spokojnych ludzi napadać! mówię. A cóż oni, mówię, wam złego.zrobili? mówię, co ich tak turbujecie? I takem trzepała, co się zmieściło, bo nie lubię chować tego, co mam na języku.A oni patrzą na mnie, jak na waryatkę, i poczęli pośmiechiwać tak, że mnie szewska pasya porwała. Dopiero stary mię umitygował i rzekł: dajcie pokój, pani Jakubowa-powiada-ci panowie, powiada, nie chcą mi żadnej krzywdy, powiada, zrobić, ale owszem, chcą uczcić. ufetować. Zabierają mnie na wielki obiad. Zamknął mi tem gębę, proszę pana-ciągnęła dalej Jakubowa-ale zawsze mi się to nie czysta sprawa wydawała; bo jeżeli go chcieli obiadem uraczyć, to nie było przyczyny mazgaić się-no, nie prawda? Jak mnie kuma, nieprzymierzając, na kubeczek zaprosi, to chybabym rozumu nie miała, żebym się rozbeczała za to. No, nie prawda, proszę pana? A przytam to mnie mar-
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/111
Ta strona została przepisana.