kociło, że staruszek mój miał minę, jakby go nie na“ obiad, ale na ścięcie prowadzili; więc, choć mi powiedział, żebym się nie bała o niego, nie mogłam się czegoś uspokoić i poglądałam tylko ciągle: rychło wrócą z tego obiadu. Zrobił się wieczór, a ich, jak nie widać, tak nie widać. Ba, i chociaż dziesiątą już wygwizdał koło Ś-go Łazarza — o nich ani słychu: ani dychu. Byłam pewniuteńką, że im się coś złego przytrafić musiało, bo przecież po nocy nikt obiadu nie jada, - kto wie, myślę sobie, co te elegant y z nimi zrobili, -a kto ich wie coto były za elegant y-myślę sobie.Pan wie, co to teraz się dzieje na świecie, nie trzeba panu mówić, o złych ludzi nie trudno. A nuż rzezimieszki „zwąchali, że stary ma jakie pieniądze i zdurzyli go frakami, paradą, żeby go łatwiej w pole wyprowadzić. Ta to pan musi znać historyę o tym rozbójniku, co się aż za hrabiego przebrał i przyjechał z paradą straszną po młynarską córkę, co to jego kompanom siekierą głowy poobcinała. Myślę sobie, a nuż tu się stało coś podobnego i już miałam ochotę iść i dać znać na policyę, gdy koło północka zaturkotało w ulicy, zajechała przed dom kareta z latarniami, wyskoczyło z niej dwóch takich samych furfantów we frakach, jak.rano, wzięli mego biednego staruszka pod ręce i zaprowadzili do mieszkania. On się uśmiechał przyjemnie i miał także kolorki na twarzy, co się u niego nigdy nie przytrafiało; bo to zawsze, proszę pana; bledziutkie, jakby go kto. z przeproszeniem kredą pomazał. A teraz był jakiś taki wesoły, rozochocony. Stary Antoni był:także w dobrym humorze; nawet mi się zdawało, że nie bardzo pewnie na nogach się trzyma; miał w obu rękach bukiety najcudowniejsze i wieńce — = i choć to zawsze taki mruk, że ciężko z niego słowa wydobyć, teraz uśmiechnął się do mnie, szturchnął nawet łokciem przechodząc — i rzeknął głośno, pokazując mi bukiety: A co pani Jakubowa — patrzcie jak nas uraczyli? — Wielki mi ta traktament, rzekę, kwiatkami i zieleniną-to dla królików wsamraz. A on mi na to: He, he, powiada, były tam, powiada, i wymyślne potrawy nie-
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/112
Ta strona została przepisana.