Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/115

Ta strona została przepisana.

Byłem pewny, że znowu jaka uroczystość, ale zacicho było w domku; a gdym się zbliżył do sztachetek, zobaczyłem, wśród świec, woskową twarz leżącego w trumnie.Ubrany był w granatowy frak z żółtemi guzami, białe bawełniane rękawiczki, biały krawat i białe spodnie-całkiem według mody elegantów z czasów Rzeczypospolitej krakowskiej. Ale to nie był jubilat, tylko służący jego - Antoni.Staruszek siedział przy nim zwiędły, z głową zwieszoną na dół.W rękach, bezwładnie opuszczonych na kolana, trzymał gałąź bzu, którą od czasu do czasu odganiał natrętne muchy z czoła umarłego.
Nie płakał, ani desperował, ale w milczeniu jego było tyle smutku, że litość brała patrzeć. Domyślałem się, jaka straszna pustka musiała się zrobić w duszy staruszka przez śmierć sługi — przyjaciela. W ośmdziesiątym którymś roku życia trudno już szukać sobie drugiego!
Wieczór był tak cichy, że, pomimo odległości,doleciał do uszu moich przytłumiony głos staruszka. Patrzył na nieruchomą twarz sługi i ciągle coś gadał do niego. Biedaczysko chciał jeszcze na ostatku nagadać się; bo wiedział, że potem nie będzie miał już do kogo przemówić.
Zaniemówił prawie od tego czasu, tylko czasem zażądał coś od Jukubowej, która posługiwała mu po śmierci Antoniego. Chodził potem sam jeden po spacerach i nie zajmowały go już nowości i upiększenia Krakowa, choć dużo w tym czasie pięknych domów przybyło; staruszek przechodził koło nich obojętnie i najczęściej kierował spacery swoje w stronę cmentarza.
Nieraz widuję maleńką figurkę jego, posuwającą się miarowym krokiem po szerokiej alei nadwiślańskich topoli.Chodził na cmentarz odwiedzać grób Antoniego, a za każdym razem, gdy miał odchodzić, stukał laską o ziemię i mówił: No, do widzenia stary!
Dotąd życzenie to nie sprawdziło się, zabytek starego Krakowa żyje jeszcze, choć mało kto wie o nim; chyba strażnicy przy rogatce, co go widzą co dzień wychodzącego