Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/118

Ta strona została przepisana.

— Jest, mospanie, pieczeń wołowa a la sarna (pan Tomasz miał słabość do obcych języków), — jest cielęca a la indyk, jest stufada; są, panie, jak się nazywa, zrazy z kaszą lub kapustą, jak pan będziesz wolał.
Na tych kilku potrawach ograniczały się mniej — więcej zasoby jego kuchni. Do obiadu przybywał jeszcze barszcz z uszkami, rosół, albo zupa jaka, najczęściej cytrynowa sztuka mięsa z kwiatkiem lub odkości, jakaś jarzynka-no i na tem koniec. — W żadne leguminy, ani inne wymyślne potrawy, się nie bawił; a gdy ktoś obcy, nieświadomy tego zwyczaju, zażądał od niego coś podobnego, to go w asystencyi dyabłów odsyłał do francuzkiej kuchni w Saskim hotelu.
— Tam panu-mówił-dadzą i bistyka z posoką i marcepanu i co się panu ino żywnie zachce, ale nie u mnie.Bo moi goście, dziękować Bogu, nie mają tak delikatnej gęby i zjedzą co Bóg dał.
Nie szło mu wcale o to, że ten i ów obrazi się na niego za jego rubaszność i poufałność, — bo gości i tak miał zawsze dość. Dawał tanio, a smacznie i zdrowo, toteż szli do niego, szczególniej biedniejsi urzędnicy i młodzież akademicka, -a w niedzielę na flakach, z których był głośny pan Tomasz, toś i niejednego dygnitarza i bogatszego mieszczanina napotkał. Ścisk wtedy był taki, że jeden drugiemu stał nad głową i czekał rychło spałaszuje swoję porcyę, aby zająć potem jego miejsce. Z tego powodu radzono mu nieraz, aby wziął obszerniejsze mieszkanie i założył porządną restauracyę, co się zowie. Ale pan Tomasz ani myślał puszczać się na takie innowacye.
— A mnie dyabli po takim kłopocie? Ja nie potrzebuję nijakiej restauracyi, bo, mospanie, nie truję, dziękować Bogu, ludzi, ani im psuję żołądków, żebym je potem miał restaurować. — Niech się tam młode furfanty puszczają na takie spekulacye, ja już zastary nato - nie ruszę się z miejsca.- I siedział Bóg wie ile lat w onej ciemnicy, którąśmy żartobliwie nazywali garkuchnią pod schodami; bo drzwi,