Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/120

Ta strona została przepisana.

— Cie! — jeszcze chwały Bożej nie pociągnęli za sznurek u Reformatów (miało to znaczyć, że nie dzwoniono jeszcze na południe), a panu się już obiadu zachciewa.Nie wisz to pan, co powiedział Napoleon wielki: że każda rzec ma swój czas — o! — Pan Tomasz lubił bardzo powoływać się na Napoleona i kładł mu w usta zawsze takie sentencye, o jakich się tamtemu ani śniło. — Czasem, gdy był w gorszym humorze, a gość niecierpliwy, to zamiast go uspokajać słowami Napoleona, pan Tomasz, bez ceremonii, odsyłał go na obiad do faryniąrek pod studnią.
— Tam pan — mówił — możesz i o jedenastej mieć obiad razem z mularzami. — Nie lubił także, kiedy mu ganiono jego kuchnię, był drażliwy na wszelką krytykę.Raz jakiś urzędnik, po zjedzeniu porcyi wieprzowej pieczeni, objawił mu głośno przy płaceniu, że pieczeń była kiepska, a kapusta dyabła warta. — Pan Tomasz połknął niby spokojnie ten komplement, ale go nie strawił i leżał mu na sercu. Toteż, kiedy w niedzielę ów urzędnik pojawił się na flakach, pan Tomasz z tryumfującą miną stanął przed nim i wobec wszystkich gości wręcz mu wypalił:
— Niema tu flaków dla takich wydziwników. A pamiętasz pan: kiepska pieczeń - a! przyszła koza do woza.Niema flaków, niema f1aków, -powtarzał, trzęsąc ręką przed zmięszanym gościem, który, zawstydzony tą odmową, usiłował całą sprawę w żart obrócić, ale gospodarz nie dał się udobruchać i odprawił go zniczem.
O drugiej pan Tomasz zamykał jadalną izbę, bo mówił: porządny człowiek nie je obiadu po drugiej, chyba tam jakie bistyfranty i arystagraty. — Z kucharza przemieniał się wtedy na pana, to jest: odpasywał biały fartuch, a wdziewał czarny długi surdut, który co parę miesięcy rozprzestrzeniać dawał - z powodu rozwielmożniającego się coraz bardziej żywota swego - i wychodził do dóbr swoich za rogatkę zwierzyniecką.
Dobra te składały się z małego domku, zamieszkałego przez kilku biednych wyrobników; chlewika. w którym ho-