mówił, nie dość miał respektu dla jego stanowiska; tożsamo jakiś urzędniczek, który był pomocnikiem pomocnika przy praktykancie sądowym, przestał się stołować z powodu lekkiego traktowania jego godności. — Ale wyrozumialsi, a szczególniej osoby nie piastujące żadnego publicznego urzędu, jak na ten przykład ja, nieprzymierzając, byli nieco pobłażliwsi i nie tylko nie obrażali się poufałością pana Tomasza, ale się nieraz wybornie ubawili, gdy będąc w dobrym humorze, począł sypać koncepta i anegdoty, albo opisywać po swojemu przymioty gości swoich. — Można się było do łez uśmiać nie tylko z opowiadania, ale i z opowiadającego, który prześmiesznie wyglądał w negliżowym stroju, z warząchą lub kuchennym nożem, perorujący na środku izby. Wchodzenie nowych gości wcale mu nie przeszkadzało; odmieniał tylko głos dla powitania wchodzącego, spytał co mu podać, wydawał podniesionym głosem rozkaz Salusi i ciągnął dalej opowiadanie, wracając do pierwotnego tonu. — Sama ta zmiana tonu wielce pocieszne robiła wrażenie; wyobraźcie sobie przytem baryłkowatą postać opowiadającego, krótkie a grube ręce, któremi po oratorsku wywijał, twarz ogromną, tłustą, świecącą od potu, który co chwila obcierał kolorową chustką, jadąc nią za jedynym zamachem po fałdzistym karku i łysinie, a „nie będziecie się dziwić, że bawiliśmy się nieraz lepiej w garkuchni pana Tomasza, niż na przedstawieniu teatralnem.
Raz, naprzykład, opowiadał nam o jakimś, jak go nazywał bistyfrancie, który go chciał z mańki zażyć, bo myślał, że trafił na głupca. — „Łaził on tu do mnie jakiś czas — opowiadał pan Tomasz — wcale miniasto wyglądał, figura bycza, jak nieprzymierzając u szlachcica, gęba jak cholewa, słowem człowiek jak się patrzy. Ino mi się to nie podobało, że często o kredycie napomykał. niby nie dla siebie — uważacie panowie jaka mądra ryba! — tylko tak, ogólnikiem zaczął gadać, że gdybym kredytował. tobym mógł mieć moc gości. bo każdemu łatwiej na pier-
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/124
Ta strona została przepisana.