Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/127

Ta strona została przepisana.

Niejeden z takich szkiców posłużył mi potem do skreślenia jakiegoś typu lub obrazka z tych czasów; z niejednym takim spotkacie się może w ciągu niniejszych opowiadań moich z przeszłości Krakowa. W każdym razie pan Tomasz był ciekawą i oryginalną figurą, typem w swoim rodzaju doskonałym i w salach malarzy krakowskich kwadratowa ogromna głowa jego figurowała nieraz, — a koncepta jego i rubaszne odpowiedzi powtarzano sobie po mieście. — Niejeden umyślnie zachodził do garkuchni pod schodami, aby widzieć i słyszeć tego oryginała. Między innymi, żona jednego z moich przyjaciół, kobietka żywa i ciekawa, miała ogromną ochotkę poznać go bliżej.Wybraliśmy się więc raz we czworo: ja, jako przewodnik, ona z mężem i siostrą.- Poszedłem przodem, za mną reszta towarzystwa szła gęsiego.
— Dobry wieczór, panie Tomaszu — rzekłem.
— Dobry wieczór, dobry wieczór- odezwał się wesoło, ale wnet urwał, spostrzegłszy wchodzące kobiety — (rzecz nie widziana u niego). — Spojrzał na nie z podełba. potem odwrócił się, splunął ukradkiem i mruczał pod nosem:
— Kiej dyabli, a to znowu zkąd się wzięło u mnie? Cie, jeszcze tego brakowało!
Nie zważając na takie niegościnne przyjęcie, usiedliśmy koło stołu, kazaliśmy sobie podać coś zjeść i próbowaliśmy wyciągnąć gospodarza na rozmowę. Ale ani rusz, jakby mu kto usta zalepił.
Siadł sobie na boku w cieniu, popijając co chwila z kufelka piwo i patrząc na nas krzywo, mruczał ciągle coś do siebie pod nosem. Nawet usłużyć nam nie raczył, tylko zawołał Salusi, i kazał jej podać cośmy chcieli. — Zmiarkował widocznie intencyę, z jaką przyszliśmy do niego; bo kiedy gwałtem chciałem go rozgadać i spytałem, co mu się stało, że taki dziś nierozmowny, odbąknął mi półgłosem nabunczuczony:
— A czy ja to najmował się do gadania — czy co? — Chcesz pan jeść — to pan masz, a mnie pan daj święty