było o wiele wygodniejsze i spokojniejsze niż moje, i dziwiło mnie dlaczego koniecznie chciał zamiany.
Dopiero ranek wyjaśnił mi istotny powód. Jeszcze spałem dobrze, kiedy ktoś zapukał do drzwi, - a że nie miałem zwyczaju zamykać się na noc - więc nie ruszając się z łóżka, zawołałem: proszę, i podniosłem głowę z poduszki ciekawy, kto bywa tak rannym gościem u mego kolegi.
Drzwi uchyliły się ostrożnie i wsunął się najprzód haczykowaty nos z kropelką mleka na końcu, którą poeta mógłby śmiało porównać do perełki, - a za nosem ukazało się łyse czoło w otoczeniu niewczesnych siwych włosów; cybulaste, wypłowiałe oczy, wilgotne, w oprawie tysiąca zmarszczek; następnie spiczasta broda, z kosmykiem rzadkich włosów.
Twarz chuda, koścista, przypominała gotyckie figurki strugane z drzewa, — było w niej coś z mefistofelowskiej przebiegłości, złagodzonej naiwnym uśmiechem. Żylasta, wązka szyja wpuszczona była w szeroki otwór zatłuszczonego szlafroka, jak u owych chińskich figurek, kiwających głowami.
— Ma się rozumieć — dzień dobry — odezwał się staruszek wchodząc. — Ale to z pana akademika ranny ptaszek, byłem wczoraj o szóstej i już nie zastałem, przedwczoraj także nie. — Bardzo dobrze, ja to chwalę, — kto rano wstaje, temu pan Bóg daje - ma się rozumieć, -aurora musis est amica.
— Z kimże mam przyjemność - zapytałem, chcąc mu dać poznać, że nie jestem ten, za kogo mnie uważał.
— Figlarz z pana akademika, -jakto - nie poznajesz mnie pan? Jestem przecie, ma sit: rozumieć, gospodarzem i przychodzę po komorne — byłem wczoraj i kiedyś. — Teraz mi się wyjaśniło dopiero: dlaczego to mieszkanie: tak niespokojnem i niewygodnem wydawało się memu koledze.
— Ależ, panie dobrodzieju, ja nie jestem wcale lokatorem pańskim, — mój kolega chwilowo tylko ustąpił mi tego mieszkania.
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/138
Ta strona została przepisana.