szczególniej między rybakami, którzy nas nieraz od tej groty wieźli na łodziach do Krakowa z powrotem.
Mnie najczęściej wypadało płynąć na łodzi Dominika.Był to stary rybak, z twarzą miedzianą prawie od słońca i wody, krótko przystrzyżonemi wąsami i siwą gęstą czupryną. Oczy miał zawsze wilgotne, zmarszczek koło nich tyle, jakby mu kto całe pasmo nitek odcisnął, a w grubych wargach trzymał wiecznie krótką. okowaną fajeczkę, którą razwraz zapalał, bo mu ciągle gasła, -szczególniej, gdy się rozgadał lub żywiej wiosłem robić potrzebował. — Rzadko kiedy widywałem go w bekieszy lub kapocie, chyba we święto; — zwykle obywał się bez tego stroju i chodził tylko w długiej kamizelce w duże kwiaty. mocno już zabrudzonej, zwłaszcza koło kieszeni, do której sięgał często po siarniczki. — Na głowie kipiała mu na bakier stara, niegdyś czarna, dziś czekoladowo-popielata manszestrowa czapka z barankiem, na pół zjedzonym przez mole. — W gorące dnie lata brał słomiany kapelusz domowego wyrobu. Wysokie buty, szaraczkowe spodnie i gruba, ale zawsze czysta koszula, stanowiły cały strój jego, i to nawet w dnie słotne lub chłodne.
Z czasem poznajomiliśmy się bliżej z Dominikiem i nieraz, gdy chciałem po upalnym dniu orzeźwić się i użyć wodnej przejażdżki, wybierałem się z nim nocą aż pod Tynieckie skały, gdzie jeździł na połów ryb. Brał wtedy ze sobą swego wnuka. Chłopiec ten miał zaledwie lat dwanaście, ale już odważnie chwytał się wiosła, wcale nie źle kierował łodzią, a znał Wisłę jak ścieżki w ogrodzie; wiedział gdzie mielizna, kamień podwodny, gdzie prąd szybszy.i umiał zręcznie obracać się na wodzie.
Płynęliśmy więc we trzech w noc gwiaździstą, pogodną, krając łodzią gładkie zwierciadło wody w srebrzyste brózdy, po których światła nocne skakały w tysiącach brylantowych iskier, a stary Dominik, pykając fajeczkę, opowiadał mi różne ciekawe epizody z czasów, gdy Kraków był jeszcze wolnem miastem, a Wisła stanowiła granicę. — Straż-
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/145
Ta strona została przepisana.