nicy uwijali się wtedy gęsto po tych miejscach, polując na przemytników. Chciano nawet rybakom zabronić puszczać się na łodziach na drugą stronę, bo ich posądzano o wspólnictwo; ale powołali się na stare przywileje królewskie, przechowywane starannie w skrzyni cechowej w kościele Bożego Ciała; sprawa oparła się podobno aż o Wiedeń i rząd musiał zakaz cofnąć.
Między innemi opowiedział mi raz, gdyśmy w wigiliją św. Jana powracali od groty Twardowskiego, łodzią, na uroczystość wianków, jedno zdarzenie z owych czasów, które mi mocniej utkwiło w pamięci.
— Było to - mówił-właśnie w wigiliją św. Jana. Nie obchodzono wtedy jeszcze wianków, jak teraz, z muzyką i sztucznemi ogniami, bo ten zwyczaj dopiero od paru lat zaprowadzili panowie akademicy. Dawniej tego nie bywało; mało nawet porządniejszego państwa można było tego dnia spotkać nad Wisłą, bo obywatelska córka i bez wianka i bez wróżby wie, że się wyda za mąż.
Jeżeli przychodziły tutaj, to same chudziny: jakaś biedna szwaczka, służąca, lub inna wyrobnica, co to na kawałek chleba ciężko pracować musi, a nie wie, co ją jutro czeka; — to i ciekawa, co jej wianek i Wisła powiedzą, i wygląda niecierpliwie świętojańskiej nocy. — Moja córka młodsza była wtedy jeszcze panną i także na ten dzień pielęgnowała na glinianej miseczce wianuszek z niezapominajek i rozchodników — a miała na Zwierzyńcu przyjaciółkę, córkę organisty z klasztoru. z którą się bardzo lubiły i często musiałem przewozić to tę do tej, to znowu tamtę do nas. Otóż i teraz moja Magdusia nie chciała puszczać wianeczka bez Kundusi i prosiła mnie, żeby ją przewieźć pod klasztor.
Pojechaliśmy — już było dobrze szaro. — Dziewczęta poszły szukać miejsca, gdzie prąd lepszy i daleko można widzieć płynący wianuszek; a ja zostałem na łodzi, pod brzegiem zarosłym wikliną, pykałem sobie moję fajeczkę, ażeby czasu nie tracić po próżnicy, zarzuciłem wędę do wody.
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/146
Ta strona została przepisana.