Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/149

Ta strona została przepisana.

posuwające się po gładkiej szybie wody, -wszystko to odwróciło uwagę moję w inną stronę.-Na rozmowę z Dominikiem nie było już czasu.
Potem nie widzieliśmy się długo, bo coś z ośm lat, a to dlatego, że w lecie wyjeżdżałem zwykle na czas dłuższy na wieś, - a jeżeli bywałem kiedy za Wisłą, to w liczniejszem towarzystwie, którego nie mogłem porzucać, aby zboczyć do chaty Dominika. Parę razy znowu, kiedy miałem czas być u niego, nie zastałem go w domu. Wiedziałem tylko, że familija jego powiększyła się o kilkoro wnucząt.Od starej Dominikowej dowiedziałem się, że Magdusia poszła zamąż do Wieliczki, a ze Stacha zrobił się tęgi chłopiec, ale wielkie nic dobrego. — Z samym Dominikiem zeszedłem się, jak już wspomniałem, po ośmiu latach. — Nie wiele zmienił się od czasu, jak go nie widziałem, - tylko włosy i oczy obielały więcej, a zmarszczki koło oczów stały się głębsze.
Znalazłem go naprawiającego sieci przed domem, zkąd poglądał na dwie dziewczynki, które się na łódce bawiły.Były to wnuczki jego: obie w bosych nóżkach, brudnych koszulinkach, krótkich spódniczkach. Starsza miała na głowie wianeczek bławatów, stała na brzegu łodzi, targała papierki i puszczała na wodę, patrząc za niemi.-Młodsza, przechylona przez krawędź łodzi, uderzała wodę gałązką wikliny; bawiły ją krople wody migocące się od słońca, jak brylanty; a miała włosy takie jasne, jakby je kto pozłocił.
Widok tych dzieci, bawiących się, i starego dziadka, w oprawie zielonych drzew, przez które przebijało zachodzące słońce, był prześliczny. Zatrzymałem się czas jakiś, by nasycić oczy tą grupą i czekałem zarazem, czy stary Dominik mnie pozna. Ale nie poznał; nie mógł nawet przypomnieć mnie sebie. Dopiero, gdym mu wspomniał o depozycie, klasnął palcami i rzekł:
— No, no, teraz sobie przypominam. Jeździliśmy z panem do groty w ten dzień, jak to wianki puszczali — prawda!