— Cóż to panna Justysia sama?-A gdzież matka, ojcowie?
Zamiast odpowiedzi, usłyszał ciche łkanie, stłumione chustką, którą przytuliła do ust. — Ruszyło go to z miejsca, postąpił parę kroków ku niej.
— Cóż to pannie Justysi-spytał miękim głosem - czyby, uchowaj Boże, nieszczęście jakie?
— To się wie, że nieszczęście — odrzekła zadąsana napół z płaczem, - ano wesele za pasem, trzebaby coś kupić, przygotować, a tu ojciec o niczem wiedzieć nie chce.Powiedział, że nie będzie sprawiał nijakiego wesela, bo niema na to, a pożyczać nie będzie;-kiedy nie myślał sprawiać wesela, to mógł pierwej mówić, a nie teraz, kiedy ludzie już wiedzą. Co ja teraz nieszczęśliwa pocznę!
— Ba, czy to koniecznie wesele głośne? Ano wziąć ślub i basta.
— A cóż ja to przybłęda jaka, dziadówka, żebym bez wesela szła zamąż? Cóżby znowu ludzie powiedzieli? — Lada służąca zdobędzie się przecie na to, a nie dopiero ja, co mam ojca i matkę, Dobrze panu Michałowi tak mówić, co niema ani brata, ani swata; ale ja, co mam tylu znajomych, toby dopiero było gadania, żebym się ludziom na oczy ze wstydu pokazać nie mogła.
— No, to cóż panna Justysia zrobi?
— Czy ja wiem? — ja się zamartwię na śmierć; — i zaniosła się na myśl o śmierci głośnym płaczem.
Michała ten płacz niepokoił, -patrzył na płaczącą z politowaniem i drapał się po głowie.
— No, a pan młody niema to na wesele? — spytał po chwili.
— A czy to do pana młodego należy wesele?-On tylko ma płacić ślub i piwo, wino i wódkę, a do reszty mu nic. I choćby chciał, to niema na to. bo przecież musiał i mieszkanie nająć i jakich takich gratów nakupić, — bo ojciec o tuczem wiedzieć nie chce. Oj, taki ojciec.
Reszta słów utonęło w szlochaniu, które szarpało jej piersi. Michał stał nad nią, skrobał się wciąż po głowie
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/171
Ta strona została przepisana.