i patrząc w okno, które szaroniebieską barwą odbijało się od ciemności, panującej w izbie, myślał nad czemś; wreszcie odezwał się:
— A dużo to potrzebaby tych pieniędzy?
— Przynajmniej z sześćdziesiąt reńskich. bo trzeba przecież i suknię ślubną sprawić, i tego i owego zaprosić.
— Hm, to tego.... zaczął i nie dokończył. — Wahał się nie tyle przez nieśmiałość, jak przez. oszczędność. — Przyszła mu myśl pożyczyć z tych pieniędzy, co je przyniósł ze wsi, ale żal mu było wydawać je nie na swoje wesele.Sześćdziesiąt papierków — to przecież nie bagatelny pieniądz; więcej jak dwa miesiące trzeba ciężko pracować, żeby je zarobić. — Cofnął się więc ze swoją chęcią. Ale Justysia tak rzewnie płakała, tak biadała na swój los, że mu się żal zrobiło, i pomyślał sobie dla uspokojenia swoich skrupułów: Ta, to i tak te pieniądze byłyby poszły na wesele Justysi. Ta myśl dodała mu ochoty, -po chwili znowu zaczął:
— E! coby panna Justysia się tak turbowała. — Ta to znowu nie taka straszna suma-sześćdziesiąt reńskich, żeby ich nie można zkąd wytrząsnąć.
— A zkąd? kiedy ojciec pożyczyć nie chce nawet złamanego szeląga.
— To się przecie znajdzie kto taki.
— Ciekawam gdzie? Dziś ludzie tacy nieużyci.
— E! nie wszyscy to znowu tacy. — Ja sam, jakby panna Justysia chciała-to tego... to mógłbym na ten przykład pożyczyć te sześćdziesiąt reńskich.
Przestała płakać i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— Panna Justysia nie wierzy? jak Boga kocham.
— A zkądżeby pan Michał wziął tyle pieniędzy?
— O! jakby ta poszukać, toby się może i więcej znalazło — rzekł z dumą i wsadził rękę do kieszeni, w której był zwitek z banknotami. — O! patrzno panna Justysia — mówił dalej, pokazując jej ów zwitek — tu jest — więcej trochę, jak sześćdziesiąt papierków.
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/172
Ta strona została przepisana.