sem parę dni takich, że się nie lampartował, to wnet wstępowała w nią otucha, że się poprawi nad ob re, więc szła do niego i pilnowała jak oka w głowie, by go kamraci nie wyciągali na birbantkę. — Ale się jeJ nie nadrugo zwykle udawało ustrzedz go od zhj kompanii. Parę dni był lepszy, pracowitszy, potem wracał znowu do dawnego: pił, hulał, lampartował się po nocach, a gdy mu brakło pieniędzy, to żonie z łóżka poduszkę wyciągnął, albo chustkę i inne ubranie wyniósł do żydów, byleby miał hulać za co; a gdy go reflektowała, lub robiła mu z tego powodu wyrzuty, to jeszcze kijem się pomścił, skopał nogami i za drzwi wyrzucił. — Wracała wtedy do rodziców zmizerowana do niepoznania, że litość brała patrzeć na nią. — A w domu czekały ją znowu przekleństwa i wyrzuty ojca. — Matka i Michał stawali wtedy w obronie nieszczęśliwej i łagodzili jak mogli gniew starego. — Kiedy ostatni raz, około świętego Jana, wróciła do domu, nie zastała już ojca — umarł parę tygodni przedtem. Obie z matką musiały teraz radzić o sobie i pracować na swoje utrzymanie, a Michał pomagał im w tem jak mógł, pełniąc funkcye stróża kamienicznego w godzinach wolnych od własnego zajęcia. On wstawał w nocy otwierać bramę, zamiatał i polewał ulicę przed domem, rąbał drzewo, nosił wodę, — słowem, zastępował całkiem miejsce zmarłego we, wszystkiem, tylko tyle, że nie gderał jak tamten na Justysię, tylko owszem litował się nad nią i był troskliwym jej opiekunem.
Na święty Michał liczba mieszkańców izdebki pomnożyła się o jednę małą dziecinę, — była to córeczka Justysi, której na chrzcie dano imię Michasia, raz dlatego, że sobie takie imię przyniosła na świat sama, a powtóre, że Michał trzymał ją do chrztu. — Ojca wtedy nie było w Krakowie i nie wiedziano nawet gdzie się znajduje. Mówiono, że poszedł na Węgry i tam zginął, to znowu, że jest w Wiedniu i nieźle mu się powodzi, że podobno wygrał nawet duże pieniądze w karty, ale pewnego nikt nic nie wiedział, a on sam nie dawał o sobie żadnej wiadomości. — Michał zastę-
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/182
Ta strona została przepisana.