Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/187

Ta strona została przepisana.

ale do tego nie potrzebował koniecznie żony, - lada kucharka wystarczała. I — właśnie trafiła mu się taka rządna i pracowita, a pełna jeszcze sił i zdrowia. Idąc do niego w służbę, miała może nadzieję, że uczyni ją kiedyś panią majstrową, i robiła wszystko, co można, aby go sobie ująć; ale Michał na wszystkie usiłowania i zachody pozostał obojętnym. — Dobry był dla niej i wyrozumiały, bo to już była natura jego, ale zresztą nic. Ani ona, ani inne kobiety nie obchodziły go wcale. Największą jego przyjemnością było w niedzielę, lub w chwilach wolnych od pracy, usiąść sobie z fajeczką w ręku, czy to przed swoim domem, czy w swojej stancyi przyoknie: pykał sobie zwolna fajeczkę i myślał o swojej Justysi, czy zdrowa, czy się jej dobrze powodzi, gdzie się teraz obraca i czy ją też kiedy jeszcze zobaczy.
Zobaczył ją rzeczywiście, ale tak, jak się najmniej mógł spodziewać. Jednego wieczoru, kiedy wracał do domu, jakaś kobieta wynędzniała i biedna z trojgiem dzieci, z których najmłodsze trzymała na ręku, poprosiła go o jałmużnę.Michał wetknął jej w rękę parę krajcarów, z których jeden upadł na ziemię i potoczył się po chodniku. Dziewczynka, stojąca przy niej, schyliła się go poszukać.
— Tam, tam, koło rynsztoka Michasiu — rzekła matka, wskazując dziewczynce ręką krajcar, świecący się odblaskiem lampy.
Na ten głos i wymówione imię, Michał, który już odszedł kilka kroków, stanął, obejrzał się i wrócił, aby się przypatrzyć żebraczce, która, zmieszana tem nagłem zbliżeniem się mężczyzny, cofnęła się — do muru i spojrzała na niego wystraszona; a zobaczywszy twarz jego przy świetle latarni, skryła się jeszcze więcej w ciemności i naciągnęła bardziej chustkę na oczy:
— A wy co się tak boicie? — spytał, usiłując dojrzeć jej twarz wśród ciemności; a gdy kobieta milczała, odezwał się znowu: „czy ta mała wasza córka?“