Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/196

Ta strona została przepisana.

towarzyszów swoich wystrojony, utrzymywał, że oni tam koniecznie wejść muszą. Poznałem po głosie Michała.Zbliżywszy się do niego, dowiedziałem się o przyczynie sporu. Chciał on na popis wprowadzić kilku swoich znajomych, szczególniej kolegów z warstatów kolejowych, którzy znali niegdyś Justysię, żeby się przysłuchali, jaka to edukowana panna zrobiła się z jej córki Michasi, jak gra na fortepianie, jak mówi i po francuzku i po niemiecku — i deklamuje ładnie. Chciał poczciwiec pochwalić się przed nimi i podzielić się swem szczęściem, swoją dumą. - Poszli z nim nie tyle może dla podziwiania córki Justysi, jak w nadziei traktamentu, który ich potem czekał, ale że nie każdy miał się w co ubrać, żeby wyglądał dość przyzwoicie, więc stróż szkolny wzbraniał się wpuścić ich, na co mocno się oburzał:
— Słyszy pan! — odezwał się biorąc mnie za świadka sporu — on powiada, że tam nie wolno. A przecież tam dzisiaj Michasia — córka Justysi, wie pan ta, coś ją pan uczył, ma egzamin, a ci wszyscy — dodał, pokazując na swoich towarzyszy-znali jej matkę - oni muszą przecież tam być, żeby słyszeć Michasię.
Stróż znowu tłómaczył się, że tylko rodzicom wolno, że w sali miejsca już mało dla gości, że wreszcie takich zasmolonych i Bóg wie jak ubranych panów wpuszczać mu zabroniono. Napróżno Michał dowodził mu, że to są bardzo porządni rzemieślnicy, że jeden z nich nawet dostał medal na przemysłowej wystawie; ofiarował się nawet zapłacić od nich wstępne, jak na komedye do teatru; — stróż nie dał się tem wcale poruszyć, zagroził Michałowi nawet policyą, jeżeli będzie się upierał, -moja interwencya także na nic się nie przydała. Na szczęście, wyszedł ze swego gabinetu dyrektor szkoły, którego dobrze znałem. Poprosiłem uprzejmie: wpuszczono Michała wraz z dwoma najprzyzwoiciej wyglądającymi kamratami do sali; tych, których nie puszczono, pocieszał poczciwiec obietnicą, że im wszystko potem opowie jak było.