Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/207

Ta strona została przepisana.

— Jakże można było do stu dyabłów — mówił pan Wojciech - zadawać waleta, kiedy pan mogłeś bić królem. - To trzeba być fuszerem.
— A bo to przy tem gwizdaniu pana majora — tłómaczył się Antoni-można formalnie zgłupieć.-Ja nie wiem, że też, z przeproszeniem, gęba nie zaboli, tak ciągle gwizdać i gwizdać.
— Co? — ja gwizdżę - pytał major zdziwiony. — Czy się panu śni! Panie Wojciechu, czy ja gwiżdżę?
— No, niby inaczej tego nazwać nie można, - chyba, że pan to wolisz nazwać świstaniem.
— Jeżeli tak, to przepraszam. Jeżeli to komu ma przeszkadzać i gwizdaniem mojem chce tłómaczyć swoję nieumiejętność grania, to nie będę gwizdał.
I na chwilę robiło się cicho, że słychać było brzęczenie muchy koło lampy i stukanie rąk o stolik, ale niezadługo pan major, zamyśliwszy się nad kombinacyami gry, zapominał całkiem o swejem przyrzeczeniu i zaczął znowu przeraźliwie gwizdać. Pan Antoni wtedy kładł karty i oświadczał uroczyście, że woli nie grać, jak słuchać tego hałasu, co go aż migreny nabawia. Zawiązywała się z tego sprzeczka między nim a majorem, w której ten ostatni musiał koniecznie wtrącić jakiś docinek przeciw Czasowi, co pan Antoni nie zostawił bez odpowiedzi. Dopiero interwencya gospodarza i upominania hrabiego, że szkoda czasu, uspakajały przeciwników i kończono przerwaną partyę. Takie zajścia powtarzały się kilka razy każdego wieczoru.’ Pan Wojciech znowu nie mógł znosić tego: że hrabia ustawicznie mlaskał językiem; nie śmiał jednak głośno objawić swego niezadowolenia przez respekt dla hrabiowskiej korony, tylko na uboczu pozwalał sobie wyszeptać trochę żółciowych uwag....
— Bo proszę panów — mówi — co to za głupie przyzwyczajenie z tem mlaskaniem. Gdyby przynajmniej mlaskał wtedy, jak ma dobre karty, to człowiek by wiedział, czy bić, czy pasować; ale on wiecznie mlaszcze, czy ma złą