Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/218

Ta strona została przepisana.

W kilka dni potem, kiedy odwiedziłem znowu pana Jacka, pierwsze słowa, jakie do mnie przemówił, były także o Żoli.
— Cóż pan powiesz na to, ta psina zagłodziła się i zdechła! Cośmy się nie namęczyli, żeby ją skłonić do jedzenia, ani rusz. — Wpychaliśmy jej gwałtem do pyszczka — ale wszystko zaraz zrzucała. — To osobliwe w psinie takie uczucie!
Ta psina ciągle mu na myśli stała. — Parę tygodni jednak wystarczyły, aby zatrzeć w umyśle to wrażenie; znalazłem go znowu zupełnie spokojnym: — siedział przy pasyansie, bo w braku partnera, ta jedyna rozrywka w karty mu zostawała, a o Żoli nie wspomniał już ani słowa.Natomiast pytał mnie się, czy nie znam jakiej porządnej familii, lub wdowy jakiej, któraby za wynagrodzeniem przyjęła do siebie młodą panienkę na wychowanie.
— To moja jakaś daleka krewna — dodał, widząc, że mnie jego propozycya zakłopotała nieco — matkę straciła niedawno, jest bez opieki i bez utrzymania, i udaje się do mnie. — A ja u siebie jej trzymać nie mogę, to darmo! — Człowiek w moim wieku ma pewne przyzwyczajenia, upodobania, których się tak łatwo zrzec nie można. Z taką panną, to tylko kłopot w domu. Trzebaby dla niej cały tryb życia zmieniać, a mnie naco takie utrapienie! — Ja lubię spokój, systematyczność. No, cóż, zrobisz mi tę grzeczność?
Nie było powodu odmawiać, zwłaszcza, że znałem jedną rodzinę, złożoną z matki i dwóch córek, dla których taka propozycya byłaby bardzo pożądaną, rozumie się przy odpowiedniem wynagrodzeniu. — Objawiłem to panu Jackowi.
— Ależ dam, co zechcą, bylebym się pozbył kłopotu z domu.
— I kiedyż ma przybyć ta panienka?
— Jakoś w tych dniach — czekaj, zobaczymy.
Wziął ze stołu list z czarną obwódką i przeglądał go.
— Pisze, że piętnastego tego miesiąca tu będzie.