— A więc jutro?
— A prawda, jutro.
— I od kiedyż ma się przeprowadzić do tej pani?
— A zaraz, rozumie się zaraz, — może ją nawet sobie prosto z kolei zabrać, To będzie najlepiej.
— To niepodobna, bo ta pani wyjechała na święta na wieś i wróci dopiero za trzy dni.
Podrapał się w głowę niezadowolniony.
— Masz babo redutę — o! to głupia sprawa.-A możeby kogo innego wynaleźć?
— Nikogo tak odpowiedniego nie znam. Zresztą, trzy dni, to nie tak wiele; pan masz dość obszerne mieszkanie.
— Ano, darmo, trzeba będzie tak zrobić, jak mi radzisz;-tak, tak, zrobię już to poświęcenie; tylko zmiłuj sięnie dłużej, bo ona mi tu gotowa cały dom do góry nogami poprzewracać. — Dziś mamy środę... czwartek, piątek, sobota — więc w sobotę?
— Tak, w sobotę, lub najdalej w niedzielę.
— Pamiętaj, że ja każdą minutę będę liczył niecierpliwie — mój drogi!
Musiałem się uśmiechnąć ironicznie z tej obawy samoluba, który nawet trzech dni swego życia wygodnego nie chciał poświęcić dla swojej krewnej — i obiecałem stawić się w oznaczonym terminie niezawodnie.
Jakoż w sobotę stawiłem się punktualnie. — Zastałem mego pana Jacka w doskonałym humorze.-Chodził po pokoju w krótkiej, czarnej kapotce z zielonemi wypustkami, fezie i pantoflach haftowanych, którym się z upodobaniem przypatrywał, pogwizdując jakąś wesołą piosenkę. Byłem pewny, że krewniaczka nie przyjechała, bo mając ją na karku, nie byłby w tak dobrym humorze. — Gdy mnie zobaczył wchodzącego, przywitał wesoło przyjaźnem kiwnięciem głowy, a skoro zbliżyłem się do niego, uścisnął mi kordyalnie rękę i spytał obcesowo, wskazując na nogi:
Jak ci się te pantofle podobają?
— Ładne.
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/219
Ta strona została przepisana.