Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/223

Ta strona została przepisana.

— Tak, ona sama. — Od pierwszej chwili zaraz przypadła mi do serca i zaraz powiedziałem, że nie puszczę jej z mego domu — i nie puściłem. — Poznasz jej męża — także bardzo sympatyczny chłopiec.
Wytrzeszczyłem oczy zdziwione na pana Jacka.
— Jej męża — więc...
— Więc co?
— Bo ja myślałem.... — nie wiedziałem jak dokończyć.
— Tyś myślał może, że to ja się z nią ożeniłem? — że to maleństwo — to moje, cha! cha! cha! — a niechże cię uściskam.
I zaczął się śmiać pan Jacek tak serdecznie, że mu aż łzy w oczach zaświeciły.
— Przepraszam pana za tę pomyłkę, ale mi mówiono.
— Nie masz pan zaco przepraszać. Ona miała już narzeczonego, — człowieka młodego, prsystojnego; — wkrótce już pozdaje on wszystkie egzamina na doktora i dostanie jaką posadę. — Z początku miałem ochotę nie zezwolić ha to małżeństwo; ale mi zagroziła, że wyjdzie z mego domu.Cóż miałem robić, trzeba było pozwolić — i nie żałuję tego, bo dziś, zamiast jej jednej, mam ich troje do kochania i jestem szczęśliwy jak nigdy. Teraz dopiero czuję, że żyję! Oho! słyszysz, malec budzi się — zaraz ci go tu przyniosę.To powiedziawszy, rzeźko, drobnemi kroczkami poszłapał do drugiego pokoju i za chwilę wrócił, trzymając na ręku tłustego dzieciaka, i kołysząc go śpiewał: Husiu, husiu, husiany — pojedziemy do mamy, a od mamy do taty — jest tam dziadzio brodaty.
— A co? dzielny chłopak? prawda?-A jaki tłuścioch o patrzaj! — Z dumą począł mi prezentować najtłustsze części swojego pieszczocha..
— Nazywa mnie dziadzią, — bo już mówi doskonale mama, tata, dziadzia; powiadam ci: cudowne dziecko! No, powiedz dziadek, — mów dzia... dzia...
Po kilku powtórzeniach, dziecko rzeczywiście wypaplało coś, czego zrozumieć nie mogłem, w czem jednak pan Ja-